Julia Child to ikona. Pewnie obraziłaby się gdybyśmy nazwali ją pierwszą kuchenną celebrytką, więc tego nie zrobimy, choć ewidentnie coś w tym jest ;) Child była co prawda Amerykanką, ale sławę zdobyła dzięki propagowaniu w Stanach francuskiej kuchni. Od czego więc mieliśmy zacząć gotowanie z Julią Child jeśli nie od absolutnych francuskich podstaw? Sos winegret. Tylko tyle i aż tyle.
Będziecie potrzebowali:
– ½ łyżki posiekanej szalotki
– ½ łyżki musztardy dijon
– ¼ łyżeczki soli
– ½ łyżki soku z cytryny
– ½ łyżki octu winnego
– 1/3 – ½ szklanki dobrej oliwy z oliwek
– świeżo zmielony czarny pieprz
Zadanie jest naprawdę proste. Wszystkie składniki wrzuć do słoika, zakręć i porządnie wymieszaj, aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Gotowe!
Proste? Proste! I nie byłoby o czym pisać gdyby nie fakt, że to naprawdę najlepszy sos winegret jaki kiedykolwiek jedliśmy. Przede wszystkim okazało się, że jeśli to jest wzór i prawda najprawdziwsza, to żadne z nas do tej pory po prostu nigdy w życiu nie jadło winegretu.
Jeśli więc do tej pory posługiwaliście się sosami w proszku lub robiliście winegret na oko to polecamy Wam wypróbowanie klasycznego przepisu na winegret Julii Child, bo naprawdę warto. Do tego kilka liści dobrej sałaty i… tyle. Smacznego!
Chętnie spróbuję przepisu Julii, mam jednak wątpliwości, czy ta wersja będzie mi najbardziej smakowała. Nie za dużo tam kwaśnego? Musztarda, ocet, cytryna? Ja lubię, gdy w sosie wyczuwalna jest odrobina słodyczy – realizuję ją przez użycie soku pomarańczowego w miejsce cytrynowego lub dodanie kilku kropli miodu. Dobrym pomysłem jest też użycie octu balsamicznego, wtedy to już jest ambrozja.
A porównywanie sosów z proszku z czymkolwiek z Francuskiej Kuchni (właśnie tak, z wielkich liter!) to mocno dyskusyjne jest. Chociaż na ugorze, na jakim przyszło pracować Julii Child, pewnie nieuniknione.
Moim zdaniem sos był wręcz odrobinę za mało kwaśny i przyznam, że na talerzu jeszcze go trochę dokwaszałam:) Ale ja lubię bardzo kwaśne smaki. A co do ugoru, na którym przyszło pracować Julii to myślę, że akurat mogło być lepiej niż jest. Myślę, że kilkadziesiąt lat temu dużo mniej osób korzystało z proszkowych dań, czy sosów niż dziś.
Ja też lubię wszelkie wariacje na temat tego sosu – miód czy sok pomarańczowy, ale to jednak tylko wariacje. Klasyka wciąż pozostaje taka, bez zmian. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz:)